WYCIECZKA NA RADZIEJOWĄ

(17.02.2008 r.)

 

 

Start po 8.30 w dolinie Roztoki (przy zakazie ruchu). Od początku szliśmy stokówką na nartach, ale początkowo warstwa śniegu minimalna. Stokówką (nartostradą) wyszliśmy na Halę Konieczną. Całą wycieczkę przeszliśmy bez fok, stromsze miejsca pokonywaliśmy jodełką, tylko Michał na Koniecznej założył foki i szedł w nich do grzbietu głównego. Generalnie szło się świetnie, nie było wielkiego torowania, choć od Koniecznej grubsza (w najwyższych partiach ok. 0,5 m) warstwa świeżego puchu. Grzbiet główny jest wyratrakowany, ew. przedeptany. Śnieg w okolicach południa trochę się lepił, więc w schronisku użyliśmy świecy Caritas.

Wchodząc na Halę Konieczną widzieliśmy sporą sowę, wielkości puszczyka, majestatycznie przelatującą z drzewa na drzewo. Niestety nie oznaczyłem gatunku. Kilkakrotnie widzieliśmy też stadka saren.

Na Hali krótki postój przy zamkniętym na głucho szałasie. Powyżej, zamiast iść prosto do grzbietu głównego, skręciliśmy w prawo za nartostradą, dzięki czemu doszliśmy do rozstaju szlaków żółtego (do Starego Sącza) i niebieskiego (do Rytra) pod Wielką Prehybą.

W jadalni schroniska spotkaliśmy znajomych piechurów z Bochni, poznanych w czasie ostatniej wycieczki na Gorc – Wojtka (dziennikarz, fotograf) i Czesława. Tradycyjnie wypiliśmy po dwie bańki koniaczku z piersiówki, zrobili sobie pamiątkowe zdjęcia i rozstali się życząc sobie kolejnego nieplanowanego spotkania w górach. Spotkania z Wojtkiem i Cześkiem powoli stają się świecką tradycją naszego klubu.

W jadalni przebywała również wycieczka około dziesięcio-jedenastoletnich małolatów, zdaje się była to dość trudna młodzież (jeden z nich zażądał od nas papierosa, ale niestety nie mieliśmy akurat) oraz wzbudzający sportowy szacunek beznogi narciarz (jego sprzęt widzieliśmy w sieni, były to dwie połączone biegówki Fishera ze specjalnym siedziskiem).

Ruszyliśmy ze schroniska ok. 14.00. Zjazd z Wielkiej Prehyby był przedni, można było wedle wyboru jechać wyratrakowaną, nieco „muldziastą” ścieżką, lub obok po wspaniałym puchu. Zjazd ze Złomistego – wręcz boski, mimo iż miejscami stromo, ale było dość miejsca by kręcić w puchu. Ze szczytu Złomistego widać było Radziejową z nową wieżą, z tego miejsca kopuła szczytowa najwyższego wierchu Sądecczyzny wygląda bardzo wyniośle. Oczywiście po drodze widać było cały niemal czas Pieniny i Tatry – te ostatnie tym piękniej, im bliżej zachodu słońca. Nad Tatrami gromadziły się już chmury zwiastujące zmianę pogody, przesłaniające częściowo słońce, mam nadzieję, że zdjęcia choć w części oddadzą piękno widoku.

Wspięliśmy się bez większego wysiłku na szczyt Radziejowej, gdzie byliśmy ok. 15.30. Wyszliśmy z duszą na ramieniu na drewnianą wieżę widokową wystającą wysoko ponad korony świerków, trzeba przyznać, że jest ona solidnie wykonana, mimo wzmagającego wiatru w ogóle się nie chwiała.  

Zjazd z Radziejowej na przełęcz Żłobki pod Wielkim Rogaczem był stromy, las tu za gęsty dla swobodnego kręcenia, ale wzdłuż przetartej ścieżki był puch, maestro Bodzio zjechał więc bez upadku. Ja parę razy upadłem w sposób kontrolowany i zwykle zamierzony. Świeżego puchu było kilkadziesiąt centymetrów, ale generalnie brak jest porządnego śniegowego podkładu przykrywającego korzenie i pniaki, wolałem więc zbytnio się nie rozpędzać, bo nie wiadomo, co czai się pod śniegiem.

Na przełęczy Żłobki zaczęliśmy zjazd nowym szlakiem żółtym w stronę Rytra. Jest to właściwie jakiś szlak „spacerowy”, oznakowany jednym żółtym i jednym białym paskiem, na mapie jest zaznaczony. Początkowo schodzi wraz ze szlakiem rowerowym prowadzącym do doliny Roztoki Małej. Były więc długie, łagodne zjazdy stokówką pokrytą świeżym śniegiem. Potem rowerówka odbija w prawo, a szlak żółty (i ścieżka przyrodnicza) wyraźną dróżką trawersuje zbocza ramienia Jaworzyn (1068 m) – Kornytowej – Jaworzyny (947 m), w rejonie Kornytowej (polana Magorzyca) wspinając się na grzbiet. Generalnie, mimo miejscami małej pokrywy śniegu (na stokach od strony południowej) było to bardzo atrakcyjne narciarsko przejście, z pięknymi zjazdami stokówką (szlak grzbietowy był większości niewyratrakowany – atakujący od strony Radziejowej spalinowiec zawrócił bowiem, jak wskazywały ślady, przy zwalonym buku tarasującym drogę.

Przy lepszej pokrywie śnieżnej chętnie powtórzyłbym ten grzbiet, przedłużając trasę już bez szlaku, w stronę Jastrzębskiej Góry (708 m), skąd można zjechać w dolinę Roztoki Wielkiej trasą zjazdową (wyciąg niedaleko „Perły Południa”).

Tym razem, z uwagi na zapadający zmrok, zeszliśmy w dolinę Roztoki Wielkiej szlakiem żółtym, który za szczytem Jaworzyny skręca na północ. Trzeba było odpiąć narty, bo pokrywa śnieżna był płytka, a szlak od tego miejsca niemal do końca bardzo stromy i kamienisty. Przy zejściu trzeba było użyć czołówek.

Doszliśmy do mostku niedaleko ww. wyciągu narciarskiego, Bodzio który nas wyprzedził i poszedł po auto w górę doliny, już na nas czekał. Było po 19.00, wycieczka trwała więc niespełna 11 godzin. To było moje pierwsze narciarskie wejście na Radziejową, a Michał w ogóle pierwszy raz był w tym paśmie.

BS