5-6.03.2005 r. Beskid Niski na nartach: Pasmo Bukowicy – Tokarnia (778)
Uczestnicy: BB, BS, Leszek Pieniążek, Peter Szabo, Peter Szabo jr, w części jaskiniowo-towarzyskiej PL i wielu innych z SSB i Speleoskupiny Szarisz
5.03.05 - wyjazd z Limanowej z dr. L. Pieniążkiem i Bodziem. Po drodze odwiedziliśmy w Kwiatonowicach k. Gorlic księdza Emila, kolegę Leszka, byłego katechetę z Sowlin, który teraz samotnie proboszczuje nad ośmioma setkami dusz. Emil pokazywał fajne fotki - był na wielu czterotysięcznikach w Alpach, na Elbrusie i w Pamirze na 7000 m. Sympatyczny gość.
Potem dotarliśmy na parking przed Jaśliskami, gdzie czekała gromada polskich (w tym Paweł Lesiecki) i słowackich grotołazów. Poleźli oni wraz z Leszkiem do Jaskini Drwali (Słowiańskiej), a ja z Bodziem i z dwoma Słowakami - Peterem Szabo i Peterem Szabo juniorem (ojciec i syn) udałem się na narty. "Szabo" po węgiersku znaczy "krawiec", to pospolite nazwisko. Pojechaliśmy via Jaśliska (przepakowanie sprzętu) do dziury o szumnej nazwie Wisłok Wielki (ładna cerkiew) - to już gmina Komańcza, prawie Bieszczady! Po drodze puste, zasypane śniegiem pola, widzieliśmy na nich lisy (po słowacku - "liszka").
W Wisłoku zostawiliśmy auto przy leśniczówce i drogą leśną (na dużym odcinku asfalt, przykryty cienką warstwą ubitego śniegu, narty trochę szorowały), podeszliśmy przez dolinę potoku Maleniówka pod grzbiet Pasma Bukowicy. Słowacy dzielnie sunęli na starych biegówkach bez łuski , zwłaszcza ojciec, mimo dość pokaźnej tuszy. Niestety obtarły go pożyczone od Jana Ducara buty, tak więc skróciliśmy zakładaną trasę (mieliśmy zdobyć Tokarnię). Słowacy zostali pod grzbietem, a ja i Bodzio podeszliśmy krótkim holwegiem na grzbiet i na pierwszy wybitniejszy szczycik kota 704 , a może nawet trochę dalej. Grzbiet bardzo nam nrawiłsia, przewiane malownicze zaspy, piękne buki , cóż, trzeba było wracać.
W czasie powrotu Bodzio nakręcił aparatem krótki filmik instruktażowy "Zjazd w leśnym holwegu" ze mną w roli głównej. Na stromszym odcinku drogi leśnej dało się jechać, fajna łagodna jazda, próbowałem trochę kręcić, na szerokiej niezbyt stromej drodze nawet mi wychodziło. Nieco wyżej Bodzio nakręcił kolejny filmik pt. "Spokojny zjazd" . Przed dojściem do auta feralny but Petera Szabo seniora rozleciał się (oderwała się podeszwa).
Wieczorem odbyły się burzliwe i owocne obrady Stowarzyszenia SB. Wybrano nowy zarząd, Prezesem został Adaś Kapturkiewicz, Mleczek został skarbnikiem, do zarządu weszła też kobieta-Wiceprezes! Bodzio pozostał w Zarządzie – jako Sekretarz.
Ja spadłem ok. 22.00, co prawdopodobnie uratowało mi życie, bo impreza trwała do 3.30.
6.03.05
Nad ranem wstałem o 8.00, a świeżo upieczony I sekretarz ... No cóż, nie poszedł na wycieczkę. Postanowiliśmy z Leszkiem dokończyć to , co wczoraj zaczęto - pojechaliśmy do Wisłoka Wielkiego i tą samą drogą leśną podeszliśmy na grzbiet Pasma Bukowicy. Przez kotę 704 i Wilcze Budy (759) dotarliśmy na Tokarnię (778), najwyższy szczyt Pasma Bukowicy (ex aequo ze Zrubałą). Przejście bardzo przyjemne - w padającym śniegu (miejscami przestawało, słońce usiłowało nieudolnie przebić się przez chmury), po świeżym puchu, którego coraz więcej przybywało. Grzbiet urozmaicony, falisty , miejscami krótkie przyjemne zjazdy, zwłaszcza w drodze powrotnej (wracaliśmy po śladzie). Piękny, rzadki las bukowy, gdzieniegdzie stare jawory.
Przed halą na Tokarni ciekawa kapliczka ku czci świętego Huberta - z jeleniem. Wierzchołek Tokarni pokrywa rozległa hala, znajduje się tu maszt przekaźnikowy. Ponieważ nie udało nam się znaleźć szlaku żółtego do Wisłoka, wróciliśmy po śladzie (po słowacku "stopa"). W drodze powrotnej szedłem na posmarowanych świeczką nartach, na co namówił mnie Leszek, to była słuszna decyzja.
Do auta dotarliśmy o 17.30 , wycieczka trwała ok. 5 h 30 min (start ok. 12.00).
Powrót do L-wej ciężki, zawiane drogi, zwłaszcza przed Rymanowem, wracaliśmy via Rymanów - Krosno - Jasło. Monotonna jazda prostą drogą przez równinę Dołów Jasielsko-Krośnieńskich znużyła niewyspanego Leszka, zaczął przysypiać za kierownicą. W Gorlicach na stacji benzynowej przespał się 15 minut, ja w tym czasie wypiłem kawę. Potem, żeby nie zasnąć, opowiadał zajmująco o wycieczce do Grecji.
Dopiero o 22.00 dotarliśmy do Limanowej.
BS