Z niezwykłą satysfakcją donoszę o samotnym dwudniowym pobycie w Beskidzie Niskim. W sobotę późnym popołudniem i po nocy wszedłem na biegówkach na Magurę Wątkowską z Bartnego. Warunki śniegowe były trudne, ale za to mgła i wiatr bardzo przyzwoite. Powrót w ciemnościach egipskich i – dzięki Bogu – po śladach... Biwakowałem w Kwiatonowicach na plebani u ks Emila. Oglądnęliśmy mnóstwo slajdów i powspominaliśmy do późnej nocy racząc się pewnym dwukolorowym smakołykiem ze Szkocji (pamiętając o Piotrku...).

W niedzielę (zaraz po mszy i śniadaniu) wyruszyłem na poszukiwanie śniegu. Intuicja mnie nie zawiodła – wybrałem Halę Łabowską. Na podejściu bardzo często miałem odcinki 100-200 m bez grama śniegu i byłem bliski zwątpienia (ale nart nie zdjąłem ani razu!). Za to na grzbiecie – komfortowe warunki śniegowe! Przebiegłem się przez Wierch nad Kamieniem, Halę Barnowską do Hali Pisanej (4,5 km) i z powrotem. Dodatkową atrakcją były przewalające się chmury, sprawiające bardzo tajemniczą, romantyczną wręcz filmową scenerię. W sumie bardzo udany weekend, szkoda że w pojedynkę!

LP