Mimo obchodów Sylwestrowych DKR już ok. 9.00 był na nogach!

Start ze Słonecznej ok. 10.20. Początkowo nieśliśmy narty. Śnieg dość lepki, odwilż - trzeba było użyć świecy Caritas. Ok. 11.20 dotarliśmy na Miejską, gdzie organizatorzy dorocznego złazu noworocznego przywitali nas grzanym piwem i herbatą z rumem, kiełbaski były jeszcze niegotowe. Zrewanżowałem się śliwowicą do rozmrażania wiązań. Byliśmy jednymi z pierwszych uczestników złazu, którzy stawili się pod Krzyżem (oficjalne rozpoczęcie hucznej imprezy miało nastąpić o 12.00). Nasze narty wzbudziły spore zainteresowanie. Część organizatorów dotarła na szczyt pojazdem spalinowym typu skuter śnieżny. Widoki urocze, góry lekko przymglone, chwilami prześwitywało słońce, na Tatrach siedziały chmury.

Ruszyliśmy na Łysą, po zdobyciu zarośniętego głownego szczytu odwiedziliśmy niższy wierzchołek ze starym krzyżem obecnie rzadko odwiedzanym. Jest on teraz ogrodzony, ograniczony widok na południe.

Potem zjechaliśmy nieczynną jeszcze w tym sezonie trasą narciarską - początkowy odcinek łagodnie objeżdża największą stromiznę na stoku z wyciągiem, potem wjechaliśmy na strom, ćwiczyliśmy tu ostre skręty, muszę jeszcze sporo popracować nad wychodzeniem z zakrętu ... Kaśka na biegówkach classic radziła sobie znakomicie, zjeżdżając z wielką gracją, choć oczywiście nie tak dynamicznie jak my chlopaki... Na dole męska część ekipy wyglądała więc jak śniegowe bałwany, Darek może najmniej... Podeszliśmy z powrotem na Miejską, gdzie w międzyczasie impreza rozkręciła się na dobre, śpiewano i tańczono. Wypiłem bruderszafta ze Zbyszkiem Dutką, zrobiliśmy sobie pamiątkowe fotki w nartach na platformie Krzyża, po czym ok. 13.45 zaczęliśmy zjazd do miasta - początkowo grzbietem, potem zarastającymi powoli polanami na N stoku. W rejonie górnej Słonecznej rozdzieliliśmy się - Ociepkowie poszusowali w stronę domu, a ja z bratem przeciąłem grzbiet Miejskiej (sarny), po czym jej S podnóżami dotarliśmy w rejon ul. Leśnej, skąd opłotkami za gumnem dotarliśmy pod Sosenki na osiedlu kolejowym". Niestety pola pod Sosenkami zostały ogrodzone, w ogóle wszyscy się teraz grodzą, jak zauważyłem, podły kapitalizm, dawniej wszystko było wspólne czyli niczyje, czasem tylko jakiś włościanin z siekierą gonił ...

Objechaliśmy ww. ogrodzenie wzdłuż zaśnieżonego rynsztoka, trza było na chwilę odpiąć narty, po czym weszliśmy wreszcie na pola i zjechali przez porzeczki do torów kolejowych. Zaśnieżonymi torami dotarliśmy do mojego starego bloku nr 2 (ok. 14.35).

Przy okazji donoszę z przyjemnością o dość udanej próbie wciągnięcia mojej Żony na członka (naszego klubu), która odbyła się w Sylwestra. Ok. 1 h 15 min. trenowaliśmy podchodzenie na kantach i łagodne zjazdy na polach nad torami, do Sosenek nie udało się niestety dojść z uwagi na ww. manię grodzenia wszystkiego co się da. Wiesia łaziła w moich nartach i butach, a ja w sprzęcie Piotra (dzięki Piotrze, mój udział w zakupie butów rychło się całkowicie zamortyzuje, o czym zawiadomię Cię stosowną notą księgową). WPS miała pierwszy raz sprzęt nartopodobny na nogach i dość jej to szło, więc jestem dobrej myśli ... Na następny raz planuję zdobycie Lipowego 527 m n. p.m.

BS