WYCIECZKA W DOLINĘ ŁATANĄ

(23.02.2008 r.)

 

 

Rano jak wiesz lało, więc postanowiliśmy szukać pogody i śniegu na Słowacji. Chyżne opuszczone przez „celników” robi dziwne wrażenie, trochę brakuje tego irracjonalnego dreszczyku emocji przy sprawdzaniu dokumentów na granicy.

Planowaliśmy Skoruszynę (1314 m) i potem kąpiel w Orawicy. Ale okazało się, że na tych kopkach nie ma prawie w ogóle śniegu. Podjechaliśmy więc do Zwierówki, tutaj kawa i małe piwko. W czasie przebierania się na parkingu widzieliśmy spore stadko krzyżodziobów świerkowych, samce czerwone, samice zielonkawo-żółte. Dały się obserwować z bliskiej odległości, zrobiliśmy parę zdjęć, zapewne da się coś wybrać na stronę.

Ruszyliśmy szlakiem żółtym, Doliną Łataną, szlak był przez większą część drogi przetarty. Dobra trasa na biegówki, tzn. w dolnej leśnej części. Podejście do ok. 1500 m robiliśmy bez fok, śnieg dość się lepił, choć był lekki mróz. Zdecydowanie nie był to śnieg do jazdy, chyba „lodoszreń łamliwa”, z wierzchu twarda, pod spodem miękka, lub w miejscach wystawionych do słońca ciężki śnieg roztopowy. Kręcić w tym da się tylko w skiturach.

Niemniej podejście było przyjemne, żwawo doszliśmy na stoki kociołka w górnej części doliny, na poziomie górnej granicy lasu, ok. 1500 m. Dolinę zamyka graniczny grzbiet Długiego Upłazu pomiędzy Rakoniem a Grzesiem. Zaczęło się robić stromo, więc postanowiliśmy z Bodziem zawrócić i poczekać na Leszka niżej. Do góry dałoby się podchodzić po śladzie Leszka, po założeniu fok, ale zjazd na nartach BC dla nas raczej nierealny, zwłaszcza, że tu już mogą wystąpić lawiny. Bodzio śmiałym zakosem w poprzek kociołka wytyczył szlak powrotny. Zjechaliśmy na polanę, na której stromym, prawym orograficznie stoku, pod lasem, znajduje się domek myśliwski, tzn. taka drewniana budka z otwartymi oknami, skąd można oddać strzał do zwierzyny nie wstając z komfortowego fotela. Siedząc na takich fotelach czekaliśmy na Leszka, oczekiwanie skracaliśmy sobie wypijając piersiówkę koniaku. Leszek wkrótce dotarł do nas – zdobył przełęcz w Zabratach (1660 m).

Po posiłku zjechaliśmy z grubsza po śladzie (z upraszczającymi wariantami). Przy dobrym śniegu, nadającym się do kręcenia, górna część zjazdu doliną byłaby bajką, a tak musieliśmy kombinować zakosami przez las. Niżej jest mniej stromo, jedzie się szeroką drogą wzdłuż potoku, śniegu było tu mało, narty szorowały po zalodzonej drodze.

           Po powrocie do Zwierówki była jeszcze sesja fotograficzna, bo zrobiła się po południu piękna, słoneczna pogoda, więc porobiliśmy sobie zdjęcia na tle zaśnieżonych Rohaczy, Trzech Kop i Salatyna. W Orawicy zjedliśmy obiad, po czym przez godzinę zażywaliśmy kąpieli w tamtejszych basenach termalnych.

 

BS