15.06.2014 r. (Roman Cieśla, Daniel Mrozik, Dariusz Ociepka, Leszek Pieniążek, Łukasz i Kasia Skorkowie, Bartłomiej Sułkowski, Filip Sułkowski, Michał Sułkowski, Ryszard Zieliński)

Spływ Rabą

Trasa: Dobczyce – Gdów (10 km) – Marszowice – Nieznanowice – Książnice - Łężkowice –most kolejowy w Cikowicach k. Bochni (32 km)

 

Spływ trwał - wliczając przerwę obiadową, prawie dziesięć godzin do 20.30, płynęliśmy od Dobczyc do mostu kolejowego w Cikowicach k. Bochni (32 km). Brało w nim udział dziesięć osób - dwa  kajaki dwójki i sześć jedynek. Roman Cieśla płynął tylko do Gdowa. Odcinek Dobczyce Gdów zdecydowanie najtrudniejszy, jest kręto, wąsko i bystro. Nurt znacznie się zmienił po ostatniej wysokiej wodzie. Ponieważ pierwszy raz płynąłem kajakiem jedynką i to o dość sportowej sylwetce (obłym w przekroju), tak więc niespodziewanie trzy razy ukąpałem się w rzece w ubraniu. Jak to stwierdził filozoficznie Filip: "matka Raba nie wybacza błędów" O dziwo, woda była całkiem przyjemna, a na pewno cieplejsza niż powietrze, którego temperatura wynosiła ok. 15 st. Jedna z wywrotek była dość dramatyczna, bo przez zagapienie dałem się ściągnąć nurtowi bokiem pod zwalone drzewo i woda przycisnęła mnie do pnia, musiałem się zanurzyć, by dostać się na następny konar, po którym wyszedłem. Grozę sytuacji oddają słowa Romka Cieśli do towarzyszy: "Patrzcie gdzie wypłynie" ;-) Bałem się bardzo w tym momencie, że kajak całkiem wciągnie pod drzewo, zostałby tam pewnie do następnej powodzi, Leszkowi udało się go jednak wyciągnąć.   W Gdowie przesiadłem się z Darkiem na dwójkę. Nowe doświadczenie dla mnie, gumowego kajakarza: 1) kajak "plastykowy" w przeciwieństwie do "gumy" nabiera wodę po przewrotce i wtedy baaaardzo dużo waży (podnosić go to jak podnosić wannę napełnioną po brzegi wodą), 2) gumiaki to niezbyt dobry pomysł na kajakowanie, po nabraniu wody ważą po 10 kilo i niewygodnie się w nich pływa.   Mój stary aparat się utopił, na razie się suszy. Straciłem też gumiaka. W Gdowie przebrałem się, zjedliśmy obfity obiad w restauracji na lewym brzegu. Odcinek do Książnic jest łatwiejszy, ale nadal bystry i kręty, zdarzyła się jedna wywrotka załogi dwójki (Łukasza i Kasi , znajomych Filipa). Dwa progi na tym odcinku są spławne, choć ich pokonanie dostarcza trochę emocji. Poniżej Książnic rzeka robi się wyraźnie spokojniejsza, choć nadal trafiają się bystrza. Ok. 18.00 zapaliliśmy ognisko, przy którym suszyliśmy ubrania i piekli kiełbasę. Na pożegnanie dnia wyszło słońce, zrobiło się zupełnie przyjemnie, jak podczas "normalnych" nizinnych spływów.   Teraz parę słów o przyrodzie:   Na rzece roi się od traczy nurogęsi, cały czas towarzyszą nam stadka wyrośniętych i malutkich puchatych, czarno-żółtych pisklaczków , nurkujących tuż przy łodzi lub biegnących przed nami po wodzie. Widzieliśmy też czaple siwe, bociana czarnego (dolny odcinek) oraz najmniejszą czaplę  - bączka. Pięknie ubarwiony samiec przeleciał tuż nad nami, niestety nie miałem sprawnego aparatu. Na pociechę przesyłam dwie fotografie pożyczone z Internetu.   Na lesistym odcinku między Książnicami a Cikowicami widzieliśmy sarnę pijącą wodę na środku rzeki, niczym na filmie "Wilcze Góry" :-)   W dolnym odcinku na nadbrzeżnych skarpach widzieliśmy dużo bobrowych ślizgawek, po których te zwierzaki zjeżdżają do wody. Ja i Darek widzieliśmy głowę bobra wystającą przez chwilę z wody, a Filip zad nurkującego, tak więc w sumie ekspedycja widziała całego bobra.

BS