Trasa: Półrzeczki- przełęcz między Mogielicą a Krzysztonowem - Krzysztonów (1012) - Polana Skalne - Jasień (1052) - przełęcz między Jasieniem a Kiczorą - Półrzeczki (różnymi trasami)

 

Uczestnicy: BB, LP, BS

 

Trasa raczej na dobre śladówki, niż na skitury, ja i Bodzio tylko raz zakładaliśmy foki (strome podejście na Mały Krzysztonów).

Start w Półrzeczkach koło przystanku autobusowego, gdzie zaczyna się dogodna stokówka na przełęcz pod Krzysztonowem. Podejście początkowo na butach(wiosna poczyniła straszliwe postępy, droga okropnie zagnojona), po minięciu zabudowań wypiliśmy piwo i przypięliśmy deski. Podchodzilismy łagodnie się wznoszącą drwalską drogą (częściowo po trocinach i obciętych gałęziach), którą prowadzi początkowo również szlak rowerowy. Uwaga!  W górnej części podejścia, na charakterystycznym rozstaju należy skręcić ostro w prawo, a droga rowerowa idzie w lewo (zapewne łączy się ze stokówką na N stoku Mogielicy - do sprawdzenia w lecie). Z przełęczy, jak już wspomniałem, strome podejście na Mały Krzysztonów (984 m). Wstrzeliliśmy się w okno pogodowe pomiędzy deszczami - świeciło przez parę godzin  słoneczko (temperatura przez cały dzień dodatnia, ok. +5 st. C - tfu ...).. Szliśmy po pieszych śladach, ale nie spotkaliśmy żywego ducha.

Minęliśmy polanę (po lewej, południowa strona grzbietu), na której biwakowaliśmy pod gwiazdami w 2003 r. Potem szczyt Krzysztonowa (drogowskazy na Polanę Wały) , krótki zjazd i podejście na  grzbiet Kutrzycy (1051) - przedszczytu Jasienia.  Przechodzimy odcinek charakterystycznej "grani", na której utworzyły się od strony urwiska (S) budzące respekt potężne nawisy śnieżne - to jedno z tych miejsc Beskidu Wyspowego, gdzie można bez przesady zginąć pod lawiną ;o). Zaznaczam, że od północnej strony  grzbietu Kutrzyca widać było polanę z szałasem - masyw Jasienia to chyba jedyny rejon Beskidu Wyspowego, gdzie zachowały się szałasy w takiej ilości. Osiągnęliśmy wreszcie polanę Skalne na Kutrzycy - Tatr widać nie było, ale była ładna rozległa perspektywa na Gorce i Beskid Wyspowy. Zjechaliśmy do szałasu, w środku ognisko, kiełbaski, zalewany glutaminian sodu (zupa Bodzia), brandy z piersiówki, piwo, nikotyna, góralskie śpiewy, wspinaczka po dachu w butach skiturowych (Leszek). Słowem pełny wandalizm w stylu DKR.

Siedzieliśmy w tym szałasie z półtorej godziny, potem ruszyliśmy na Jasień - szczyt już niedaleko, w pobliżu rozstaju szlaku żółtego i zielonego (przy szlaku zielonym). W rejonie szczytu widziałem jarząbka.

Z Jasienia zjechaliśmy na przełęcz pod Kiczorą (jest to właściwie ciekawy zwornik grzbietów Jasienia, Kiczory i Cyrkowej Góry). Zjazd początkowo stromą rozległą halą, niestety śnieg nie do jazdy - mokry, ciężki, nie dało się kręcić, narty się nagle zapadały. Poleciałem raz na pysk i jak mówi poeta "w łeb dostałem swoją własną nartą". Potem strome zjazdy holwegiem. Na przełęczy rozdzieliliśmy się - Leszek z Bodziem stromym lasem zjechali w dolinę Łososinki (natrafili tu na wyratrakowaną drogę, która doprowadziła ich do wioski). Ja natomiast trzymając się grzbietu szedłem na północ w stronę Ćwilina, początkowo szlakiem, potem odbicie nieco w prawo - ku Półrzeczkom. Zaczęło się robić coraz stromiej, największe stromizny w holwegu pokonywałem na tyłku - świetnie się jechało wydeptaną przez pieszych rynną, jak na sankach. Wreszcie wydostałem się na pola nad Półrzeczkami i stoczyłem się nieporadnie do pierwszych zabudowań, gdzie odpiąłem narty. Po okropnie zagnojonej drodze (wiosna ...) ruszyłem w dół wsi. Mijałem ludzi wracających z kościoła, jedna babcia rzekła do mnie "Gdzie uciekacie Panie, trzeba się wozić, zacym jest śnieg". Dogoniłem Lecha i Bodzia i wnetki byliśmy przy aucie.

BS